„Red, White & Royal Blue” Casey McQuiston – recenzja

 

Co się stanie, gdy Pierwszy Syn Ameryki zakocha się w księciu Walii?

Podczas wesela na brytyjskim dworze królewskim wybucha kłótnia. W jej wyniku książę Henry i Alex - syn prezydentki USA - lądują w torcie weselnym, co wywołuje kryzys dyplomatyczny między państwami. Żeby go zażegnać, PR-owcy wymyślają ustawkę: Henry i Alex mają spędzić razem jeden dzień, pokazując się mediom jako najlepsi przyjaciele. Nikt się nie spodziewa, że fałszywa, instagramowa przyjaźń przerodzi się w uczucie, które młodzi mężczyźni będą zmuszeni ukrywać przed całym światem. Jak długo dadzą radę udawać?

***

Powieść Casey McQuiston to fanfiction. Jednakże to niczego jej nie ujmuje, ponieważ jest to bardzo dobra historia, stworzona z pomysłem i nietuzinkowością. Przecież nieczęsto możemy być świadkami romansu brytyjskiego księcia z Pierwszym Synem Ameryki, czyż nie? Autorka na końcu książki sama przyznaje, że stworzenie tej historii miało ją oderwać od rzeczywistości, która w 2016 roku w Stanach Zjednoczonych zaczęła stawać się niesympatyczna. „Red, White & Royal Blue” jest bardzo optymistycznym tworem wyobraźni, który może pomóc i nam czytelnikom oderwać się od ogarniętego pandemią świata. Uprzedzam, osoby, które łatwo się wzruszają, podczas czytania będą potrzebowały pudełka chusteczek! Mimo to bardzo przyjemnie czyta się coś, co utwierdza nas w przekonaniu, że w końcu będzie lepiej.


Byłem pozytywnie zaskoczony nakreśleniem postaci przez autorkę. Zwłaszcza portrety psychologiczne Henry’ego i Alexa były na tyle dobrze przygotowane, że nie miałem większych problemów ze zrozumieniem ich działań i uczuć. Spotkałem się z opiniami, że postać Pierwszego Syna Ameryki była strasznie irytująca. Z jednej strony nie sposób się z tym nie zgodzić, jednakże przez blisko pięćset stron przechodzi on przemianę. Z niedojrzałego studenta staje się godnym reprezentantem pokolenia Z. Warto również dodać, że postacie nie są w żaden sposób idealizowane z powodu „wyższego” stanu w społeczeństwie. Dzięki temu osoby czytające tę książkę mogą z łatwością identyfikować się z bohaterami. 


Na samym początku wspomniałem również, że nieczęsto mamy okazję być świadkami tak niezwykłego romansu, ba, w ogóle nie mieliśmy okazji być świadkami narodzin miłości tak dwóch ważnych mężczyzn na świecie. Ja jestem po prostu zauroczony całą fabułą. Nie jest do końca cukierkowa, pojawia się też parę „mocniejszych” momentów. Casey McQuiston stworzyła naprawdę świetną powieść.


Bardzo też spodobało mi się przedstawienie kulis życia brytyjskiej rodziny królewskiej. W tym samym czasie oglądałem pierwszy sezon „The Crown”, który swoją drogą polecam z całego serduszka, bo to istny majstersztyk, więc była to świetna kompilacja. Nie jest tam tak kolorowo, jak wielu z nas mogłoby myśleć. Los chciał, że podczas lektury tej książki miałem okazję również oglądać inny serial Netflixa – „The Politician”. Ten może przybliżyć Wam działanie politycznego zaplecza w Stanach w nieco satyryczny sposób. Oba te seriale mogą być ciekawym dopełnieniem książki, jeśli Wasze zmysły pozostaną nadal żądne podobnego klimatu i tematyki.


Nie znalazłem też w tej książce jakichś znaczących minusów. Fakt, fabuła w niektórych momentach się ciągnęła, ale jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało. Mimo to czyta się ją bardzo szybko i przyjemnie. Mam wrażenie, że jedynie zakończenie w moim odczuciu było nie do końca satysfakcjonujące, ponieważ wolę takie z nutką goryczy. Minus dla mnie może być dla Was plusem, więc nie warto się zrażać na samym początku.

Cóż mógłbym dodać więcej od siebie, aby nie zdradzić za dużo? Wydaje mi się, że i tak napisałem już dużo. Szczerze zachęcam Was do lektury tej książki, bo jest to dobra lekcja dla nas, że warto cieszyć się z małych rzeczy i nie przejmować się wszystkim. Życzę sobie i Wam podobnych historii, które będą tak piekielnie satysfakcjonujące, pocieszające i niekiedy wzruszające.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ODDYCHAJ. SŁONECZNIK. TĘCZA - ,,Stranger Things. Mroczne Umysły" *recenzja*

„Znajdź mnie”, czyli nieudana kontynuacja „Tamtych dni, tamtych nocy” André Acimana - recenzja

„Była sobie rzeka” autorstwa Diane Setterfield. Najlepsza książka 2020 roku? - recenzja