„Przełęcz Diatłowa. Tajemnica dziewięciorga” Anna Matwiejewa – recenzja
„Wciągająca opowieść inspirowana tragicznymi wydarzeniami na
Uralu sprzed ponad sześćdziesięciu lat, które do dzisiaj rozpalają wyobraźnię
łowców zagadek.
Czy rosyjskiej pisarce uda się rozwiązać jedną z
największych tajemnic XX wieku?
W styczniu 1959 roku grupa studentów i absolwentów
Politechniki Uralskiej w Swierdłowsku (dzisiejszy Jekaterynburg) pod
przywództwem Igora Diatłowa wyruszyła na północny Ural z zamiarem zdobycia
szczytów Otorten i Ojka-Czakur. Wieczorem pierwszego lutego uczestnicy wyprawy
rozbili obóz na zboczu góry Chołatczachl, aby przeczekać pogarszającą się
pogodę. To, co wydarzyło się później pozostaje zagadką do dziś – wszyscy
ponieśli śmierć w tajemniczych okolicznościach. W trakcie prowadzonego śledztwa
powstało wiele hipotez dotyczących dramatu, który wydarzył się na Przełęczy
Diatłowa.
Kiedy kilkadziesiąt lat później młoda pisarka przypadkowo
trafia na informację o tragedii „diatłowców”, jej życie zaczyna się w dziwny
sposób splatać z wydarzeniami z 1959 roku. Anna próbuje dociec prawdy.”
***
Pierwszy raz zdarzyło mi się nie zgodzić z opisem książki
znajdującym się na platformie lubimyczytac.pl, ponieważ powieść Anny Matwiejewy
nie była wciągająca, lecz nudna i dłużąca się. Jedynym pozytywem ratującym tę
książkę były wyróżnione materiały źródłowe, które, jak powiedziała sama
autorka, można czytać samodzielnie, pomijając, niemającą nic wspólnego z
prawdziwymi wydarzeniami otoczkę, którą stworzyła. To brzmi, jakby sama nie
wierzyła w jej sukces i obawiała się siły swojej twórczości. Po połączeniu
tragicznych wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat z marną fikcją dostajemy
niewyróżniającą się niczym całość. Jednakże w tym przypadku „niewyróżniająca
się niczym całość” to bardzo dobre określenie. Nie rozumiem, dlaczego autorka
tej książki zdecydowała się na taki zabieg. Zdecydowanie lepszym pomysłem
byłoby pójście w kierunku reportażu. Jak wielu przede mną wspominało – sam
pomysł na książkę nie był zły, ale niestety w tym przypadku się to nie udało.
Jeśli ktoś jest zainteresowany tą historią, to w tej książce
najlepiej czytać tylko wyróżnione fragmenty. Na resztę szkoda marnować swój
czas, bo jest naprawdę wiele ciekawszych lektur oraz więcej materiałów na temat
tragicznych wydarzeń na Uralu na różnych stronach internetowych.
Pisząc recenzję „Znajdź mnie” André Acimana myślałem, że w
tym roku nie wpadnie w moje ręce większe nieporozumienie. A jednak życie nieraz
potrafi zaskoczyć.
Ocena: 3/10
Dziękuję wydawnictwu MOVA za egzemplarz recenzencki!
Komentarze
Prześlij komentarz