„Królowa Niczego” Holly Black – recenzja



Jude nudzi się na wygnaniu. Dla zabicia czasu i dla pieniędzy przyjmuje delikatne zlecenia. Ktoś pożera elfy przebywające w krainie ludzi i należałoby położyć temu kres? Oto zadanie w sam raz dla Jude!

Niezbyt mile widzianym urozmaiceniem codzienności są odwiedziny Taryn. Bliźniaczka domaga się od Jude szczególnej przysługi: wygnanka z królestwa elfów ma narazić się na hańbiącą śmierć, byle ocalić siostrę przed konsekwencjami pewnego krwawego nietaktu. Jude ma jednak swoje powody, żeby się zgodzić. Przecież to wyborny pretekst, żeby nieco zamącić w bajecznym Elysium. Wie, że czeka ją konfrontacja z Cardanem. Jude jest śmiertelnie niebezpieczną przeciwniczką dla swoich wrogów, ale czy dość potężną, by pokonać magię? Czy zwykła śmiertelniczka przemocą lub przemyślnością zdoła przełamać klątwę?

Jude jak mało kto umie się narazić dumnym elfom, jednak posiada też szczególną zdolność zjednywania sobie niezwykłych, cennych sprzymierzeńców. Dzięki ich wsparciu i własnym dobrym pomysłom staje przed ostatecznym wyborem, ale wtedy już nikt jej nie może jej pomóc. Tam, gdzie zawodzi nawet Mateczka Szpik, Jude musi sama znaleźć rozwiązanie zagadki tkwiącej w mrocznej przepowiedni.

Stawką jest przetrwanie królestwa, los Jude i przyszłość elfowego dziecka, które jest następcą tronu.


 ***

Rok temu, kiedy zabrałem się za czytanie „Okrutnego Księcia”, byłem mocno zaciekawiony niesamowitym rozsławieniem tej książki na polskim bookstagramie, ale również i w innych książkowych miejscach. Po skończonej lekturze byłem nieco zawiedziony, ponieważ ta książka była po prostu nudna. Dlatego też wzbraniałem się przed jak najszybszym przeczytaniem jej kontynuacji – chodzi tutaj oczywiście o „Złego Króla”. Natomiast wcześniej wspomniana kontynuacja „Okrutnego Księcia” spodobała mi się o wiele bardziej, chociaż brakowało mi tego czegoś, co sprawiłoby, że pokochałbym tę serię, ale i tak pragnąłem poznać finał tej serii. Za „Królową Niczego” zabrałem się praktycznie od razu, jak tylko pojawiła się na moim regale.

Muszę przyznać, że był to najlepszy tom tej trylogii, ale niestety i ta książka nie była pozbawiona mankamentów, które nie pozwalają mi powiedzieć, iż był to finał idealny. Na pewno nie byłem zadowolony z „wojny”, ponieważ była ona w kilku krótkich zdaniach. No trochę było to nie na miejscu. Albo przemiany poszczególnych bohaterów były zbyt szybkie, aby wyglądały realistycznie. Autorka spokojnie mogła rozwinąć parę kwestii, które niestety zostały strasznie skrócone, a ich rozwinięcie mogło być bardzo ciekawe. Nie można powiedzieć o tej książce, że była zła, bo nie była. Myślę, że lepszym stwierdzeniem w jej przypadku będzie „nieco niedopracowana”.

Do plusów na pewno można zaliczyć szybkość prowadzenia akcji oraz to, że bardzo łatwo było się nią wciągnąć a trudno od niej oderwać. Była po prostu bardzo ciekawa, nie było w niej dużych i niepotrzebnych przestojów akcji. Podczas jej czytania miałem również wrażenie, jakbym miał do czynienia ze sztuką teatralną, nieco drętwą, ale w pozytywnym sensie (chociaż nie wiem, czy słowo „drętwy” można uznać za pozytywne) i było to coś innego, coś, co właśnie wyróżniało tę książkę. Na początku nie wiedziałem, czy to wada, czy zaleta, ale chyba jednak zaleta. Możliwe, że tylko ja zauważyłem coś takiego w tej powieści, więc radzę nie przyjmować za bardzo tych słów do siebie. Różnych ludziom towarzyszom różne uczucia podczas czytania jakiejś książki, ja miałem właśnie takie.

Jeżeli po lekturze „Okrutnego Księcia” nie byliście usatysfakcjonowani, to uważam, że „Zły Król” oraz „Królowa Niczego” przyniosą wam więcej radości z czytania i może nawet polubicie tę serię. Moim zdaniem jest ona przyjemna w czytaniu, zwłaszcza ostatni tom, ale brak jej tego czegoś. Na pewno nie jest to książkowy „must read”, raczej wasze życie nie zmieni się podczas czytania tych książek, ale jeśli chcielibyście je przeczytać, bądź nie macie już co czytać, to „Królowa Niczego”, jak i poprzednie tomy mogą wam umilić wolny czas. Gdyby autorka bardziej popracowała nad pierwszym tomem i nad rozwinięciem paru rzeczy w dwóch kolejnych to możliwe, że otrzymalibyśmy lepszą, czterotomową serię.

Moja ocena: 8/10
Dziękuję bardzo wydawnictwu Jaguar za egzemplarz tej książki!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Była sobie rzeka” autorstwa Diane Setterfield. Najlepsza książka 2020 roku? - recenzja

„Cujo” Stephen King - recenzja

„Mistrzynie kamuflażu. Jak piją Polki” Magda Omilianowicz - recenzja