„Indygo” Camille Gale - recenzja


Skye, trzydziestoletnia rozwódka, wiedzie uporządkowane i nieco nudne życie agentki nieruchomości. Wszystko zmienia się, gdy w jej biurze pojawia się tajemniczy brunet Daniel, który okazuje się wilkołakiem. Pracując dla Daniela, Skye pakuje się w tarapaty, gdy na jaw wychodzi, że jest ona człowiekiem indygo odpornym na hipnozę wampirów. By ochronić dziewczynę przed ich zakusami, Daniel i jego wataha przyjmują ją pod swoją opiekę, wtedy poznaje ona trudne zależności hierarchiczne panujące w stadzie. Tymczasem odkrycie specyficznych zdolności indygo staje się dla Skye dopiero początkiem problemów, zwłaszcza gdy okazuje się, że rodzące się między nią a Danielem uczucie nie wszystkim jest na rękę…
***
„Indygo” to debiut polskiej pisarki działającej pod pseudonimem Camille Gale. I jakbym na samym początku miał ocenić tę książkę, to jest to naprawdę niezły debiut. Ale chciałbym powiedzieć nieco więcej o tej powieści. Zacznijmy od tego, że jest to książka z gatunku paranormal romance, czyli głównym wątkiem jest romans na tle świata fantastycznego, który swoją drogą nie jest do końca fantastyczny, ponieważ jest to odpowiednik naszego świata, gdzie po prostu roi się od istot nadprzyrodzonych, tj. wilkołaki, wampiry, czarownice. Nie jestem ogromnym fanem romansów, ale „Indygo” czytało mi się całkiem dobrze. Język, jakim posługuje się autorka, jest łatwy w odbiorze. Podczas czytania nie będziemy mieli wrażenia, że ta książka męczy nas jakimiś supertrudnymi słowami bądź wyrażeniami. Jedyne co mi delikatnie przeszkadzało, to zbyt długie rozdziały, które jednak byłyby lepiej przyswajalne w krótszej formie.
Postacie nakreślone przez Camille Gale przeważnie były nieirytujące i dało się je polubić. Oczywiście zdarzały się czasem wyjątki (chodzi mi o wilkołaka – Daniela), ale jestem w stanie na to przymknąć oko. Zdecydowanie najlepszą postacią w „Indygo” okazała się być główna bohaterka – Skye. Poza tym polubiłem również wampira Dantego. Nie chciałbym zdradzać nic więcej z fabuły, niż jest na samym górze w opisie, aby nie psuć nikomu frajdy z poznawania świata Skye, ale cały pomysł mi się spodobał.
Powieść ta nie jest jakimś ogromnym odkryciem w gatunku paranormal romance czy fantasy, ale nie jest to również książka niskich lotów! Sądzę, że powinna się ona spodobać głównie kobietom zaczytującym się w podobnej tematyce, ale i nie tylko. Przecież znajdą się również panowie lubiący taki gatunek :D.
Jeśli miałbym się przyczepić jeszcze do paru rzeczy związanych z książką, to nie podobał mi się papier, na którym została wydrukowana książka oraz jej okładka. Przy pracy nad tą książką, ktoś mógł się bardziej wysilić, a książka byłaby przyjemniejsza dla oka, a myślę, że wśród czytelników pełno jest okładkowych srok, które zwracają ogromną uwagę na okładki książek. Teoretycznie nie powinno się oceniać książki po okładce, ale miło gdy okładka jest bardziej dopracowana. Oczywiście nie sądzę, żeby to była wina autorki, ale mam nadzieję, że jej kolejne książki będą ładniej wydane!
Moja ocena: 7/10
Dziękuję bardzo Camille Gale za egzemplarz tej książki 😊.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Była sobie rzeka” autorstwa Diane Setterfield. Najlepsza książka 2020 roku? - recenzja

„Cujo” Stephen King - recenzja

„Mistrzynie kamuflażu. Jak piją Polki” Magda Omilianowicz - recenzja